czwartek, 31 października 2013

Słodki rok Kuby i Buby

Cześć, mam na imię Sara chciałabym zachęcić was do przeczytania książki pt. „ Słodki rok Kuby i Buby”.


„Słodki rok Kuby i Buby”, to zbiór 28 zabawnych opowiadań, których głównymi bohaterami jest para bliźniaków. To również książka kucharska! Na końcu każdego opowiadania jest łatwy do przygotowania przepis na różne słodkości np: „ciasteczka mniam-mniam”, „orzechowy cwaniak”,
http://kraina-smakow.blogspot.com/
„zima-latem, „niezła babka”. Rozdział, który najbardziej mi się spodobał to „Muchomor na zimno”.
Opowiada on o tym, jak bliźniaki odmówiły grzybobrania sądząc, że jest ono ciekawe tylko przez pięć pierwszych minut. Co prawda na grzybobraniu można się też bawić (a przynajmniej próbować). Można na przykład, urządzić konkurs - kto zbierze najwięcej grzybów ten wygrywa, ale problem w tym, że ich rodzice nie uznają muchomorów za pełno-wartościowe grzyby. A  co do muchomorów... kiedy rodzice wrócili z grzybobrania, tata zapytał:
– Co to jest? Patrząc na „coś” w lodówce.
– Sernik na zimno - odparł Kuba.
– I w dodatku w kształcie muchomora - dodała Buba.
Wszyscy zabrali się do jedzenia. Kuba i Buba zjedli po trzy kawały i potem jeszcze po dwa i jeszcze po jednym i potem...
– Niedobrze mi - jęknął Kuba.
– I mi – jęknęła Buba.
– W takim razie... Ja zjem ostatni kawałek!!!!! - powiedział tata.
– NIE !!!!! - krzyknęły bliźniaki. I rzuciły się na resztkę ciasta. I jak można się domyślić po chwili nic już nie zostało na talerzu.



Książka „Słodki rok Kuby i Buby” dostarcza wiele rozrywki, ale też jest bardzo użyteczna. Kilka przepisów już wypróbowaliśmy w naszej kuchni. Szczególnie polecam ciasto czekoladowe i wigilijne pierniczki.



Autor: Grzegorz Kasdepke i Gabriela Niedzielska

środa, 23 października 2013

Kumpel


Witajcie lubiący szukać odpowiedzi na ciekawe pytania!


Kim jest Polak mały?
Jak dogadać się z gorylem?
Dlaczego statek pływa?
Jak zachować się w kinie?
Jak powstaje film?
       Zapewne macie wiele takich pytań. Odpowiedzi na nie można szukać w różnych źródłach. Przedstawiam Wam dzisiaj niezwykle interesujące czasopismo - "Kumpel", w którym na pewno znajdziecie odpowiedzi na wiele nurtujących Was pytań. Jest to pismo obecne na ryku od 2004 roku, pięknie ilustrowany DWUTYGODNIK edukacyjny dla uczniów klas I, II i III szkoły podstawowej. Pismo mądrych dzieciaków i ich rodziców.

W każdym numerze magazynu:
  • Test trzecioklasisty z odpowiedziami – zadania zgodne z wytycznymi najnowszej Podstawy programowej
  • Edukacyjna gra planszowa
  • Komiks „Ada, Junior i pies Pirat"
  • Rozmawiamy o uczuciach
  • Bajki zgadywajki
  • Przepisy na nudę
  • Kumpel z lektury (jak bohaterowie lektur są podobni do czytelników "Kumpla") 
  • Matematyka, którą się spotyka (Bohaterowie opowiadania napotykają matematyczne łamigłówki)
  • Podróż w czasie (np. na wyspę piratów) i po mapie (np. do Afryki)
  • Plakaty ze zwierzami, malowanki, łamigłówki, żarty
  • "Kumpel" poleca - książki, kulturalne wydarzenia i mądre konkursy dla dzieci

Wasza BiblioTeka

piątek, 18 października 2013

Rozdział IV (MbT)

Przepraszam, że rozdział dopiero po dwóch tygodniach, ale miałam kilka problemów z internetem, które mam nadzieję już rozwiązałam.

Rozdział IV


- Co będziemy dzisiaj robiły, móżdżku?* - spytałam żartobliwie Claudine, która patrzyła na zachodzące słońce. 
- To co zwykle, Pinkey. Będziemy próbowały dotrzeć do schronu. - mrugnęła do mnie, a mój dobry humor znikł.
Towarzyszka od kilku dni mówiła nam o wielkim schronie. Znajdował się on gdzieś w Anglii. Twierdziła, że tam zjeżdżają się wszyscy ścigani przez wampiry. Nie wierzyłam, że coś może nas od nich uratować, ale Jean zaraziła się ekscytacją Claudine. Obie dogadywały się doskonale, zazdrościłam im tej relacji. Były niczym siostry. Jean nawet zdołała namówić ją na przefarbowanie się na brąz po tym jak Martha spanikowała i odwołała wizytę, na którą ją umówiłam. 
Zrobiły to podczas pobytu w nadmorskim miasteczku. Wyślizgnęły się z motelu rano i poszły do fryzjera. Kiedy wróciły wygłosiłam im długi i wyczerpujący wykład na temat tego co mogło się stać. Dziewczyny pokornie skinęły głową i chichotały pod nosem. 
- Ty naprawdę w to wierzysz. - powiedziałam cicho, ledwo słyszalnym szeptem.
- A no. Wierzę. Mam nadzieję, że to będzie dobry wybór. - spojrzała na mnie nieprzytomnie. - Jutro rano statek powinien dotrzeć do brzegu kraju. Vanem dostaniemy się do małego miasteczka pod Londynem. W tym miasteczku czeka na nas dobrobyt.
- Mówisz jak w Resident'cie Evil'u o Arkadii. - spróbowałam zażartować, ona jednak rzuciła mi poważne spojrzenie.
- Być może, że to będzie nasza arkadia.
Przewróciłam oczami. Zauważyłam przy tym, że Jean maszerowała do nas pewnym krokiem. Widocznie przeszła jej choroba morska, na którą uskarżała się od początku rejsu.
- Hej piękne. - mrugnęła do mnie i przytuliła Claudine. - Co tam szemrałyście?
Spojrzałyśmy na siebie, ja i moja rozmówczyni, ja i moja mentorka. 
- Piękny zachód. - powiedziała szatynka wskazując na czerwone kółko na horyzoncie. - Uwielbiam zachody.
- A ja kocham wschody. - uśmiechnęła się Jean i uszczypnęła Marthę, zmiana tematu podziałała.
Nie chciałam tego oglądać, poczułam ukłucie zazdrości. 
Takie sceny zbyt często pojawiały się przed moimi oczami.
Wbiegłam do baru mieszczącego się w środku luksusowego statku. Podeszłam do lady.
- Whiskey. - machnęłam ręką na barmana, on uniósł brew.
- Dowód? - spytał czyszcząc szklanki. Cholera! Zostawiłam fałszywe papiery w bagażu, który teraz był w pokoju. Westchnęłam.
- Colę z cytryną i lodem.
Mężczyzna uśmiechnął się i zaczął kroić cytrynę, oderwałam wzrok od jego sprawnych dłoni i spojrzałam na drzwi, które otworzyły się z hukiem. W nich stał chłopak o włosach koloru ciemnego blondu. Wykrzywił usta w pół uśmiechu i ruszył w moją stronę. Na jego twarzy widać było ślady jednodniowego zarostu. Piwne oczy przewiercały mnie na wylot. Usiadł z gracją na stołku i zamówił dwie whiskey. 
- Nie masz ochoty na czegoś mocniejszego niż to? - wskazał ruchem głowy szklankę z colą stojącą przede mną. Zaczerwieniłam się.
- Jasne. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- A skończyłaś chociaż osiemnaście lat? - wyszczerzył zęby i machnął ręką na barmana mówiąc "dwie whiskey". 
- Oczywiście, że tak. - skłamałam gładko. - Ale papiery zostały w pokoju. - nachmurzyłam się.
- Rozumiem. - powiedział po czym zamyślił się. Wyciągnął papierosa. 
Złapałam jego rękę zanim wsadził go do ust.
- Możesz sobie palić gdzie chcesz, ale nie rób tego przy mnie. - rzuciłam mu spojrzenie z ukosa.
Wzruszył ramionami i schował fajkę do paczki.
- Niektóre dziewczyny sądzą, że facet jest bardziej męski z papierosem. - powiedział wyzywającym tonem.
- Niektóre dziewczyny marzą aby porwał je jakiś smok, chociaż nie są już dziewicami.
Nieznajomy zaśmiał się cicho. Jego głos brzmiał jak aksamit, a śmiech powodował zawroty głowy.
Złapał za małą szklankę stojącą na barze.
- Zdrowie.
Wypił ją jednym haustem. Próbowałam podążyć w jego ślady. Przełknęłam płyn. Zaraz po tym od środka ogrzał mnie żywy ogień. Zmrużyłam oczy.
- Dobre. - wykrztusiłam.
- Chodźmy stąd lepiej zanim twoi opiekunowie się tu zjawią i narobią mi problemów. 
Och tak, Claudine potrafi narobić hałasu o byle co. Spojrzałam tęsknie na szklankę coli. Olałam ją. 
Nieznajomy zostawił na ladzie 10 dolarów.
Mężczyzna zaprowadził mnie na dziób statku.
Zimny wiatr smagał mnie po twarzy, a piana z wysokich fal dosięgała czasem mojego ciała. 
- Jak się nazywasz?! - krzyknęłam, aby mój głos przebił się przez ten zgiełk.
- Co?! 
- Imię! - powtórzyłam przykładając mu usta do ucha.
Kiwnął głową na znak zrozumienia i wciągnął mnie do środka statku.
- Eric DeVallo. 
Otrzepał czarny garnitur z kurzu.
- Jestem Eric DeVallo, a ty, ptaszyno?
Myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki kiedy z jego ust wyszło słowo ptaszyna. 
- Alexia. Alexia Centy. 
- Mmmm... - zamyślił się. - Alexia. - moje imię wypowiedział powoli i z czułością, jakby je smakował. - Podoba mi się.
- Mi też. - przyznałam i skarciłam się za to, że mój wzrok ciągle spadał na jego usta.
Nagle poczułam jego wargi na swoich złączone w pocałunku. Pocałował mnie! W mojej głowie myśli huczały. Przechylił moją głowę do tyłu tak aby moje usta otworzyły się szerzej. Ugryzłam jego wargę. Poczułam lekki metaliczny posmak.
Po kilkudziesięciu sekundach niechętnie oderwałam się od niego. To pytanie cisnęło mi się na usta, nie zdążyłam go zatrzymać:
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co zrobiłem, ptaszyno? - podniósł brew.
- Dlaczego mnie pocałowałeś? - dotknęłam ręką warg.
- Dałaś mi zielone światło, widziałem to w twoich oczach. - mrugnął do mnie. 
Odwróciłam się w stronę drzwi wyjściowych z pomieszczenia. Po chwili ponownie spojrzałam na miejsce gdzie stał Eric. Już go nie było. Zniknął. 
Rozejrzałam się uważnie, za gaśnicą ktoś wcisnął kartkę.
"543-234-574 Zadzwoń, ptaszyno."
Schowałam kartkę do kieszeni i wesołym krokiem udałam się do pokoju, który dzieliłam z Claudine i Jean. Po drodze minęłam kilkunastu marynarzy oraz dwie całujące się pary.
Otworzyłam metalowe drzwi, które skrzypnęły. Moje towarzyszki siedziały na łóżku oglądając telewizję i jedząc czipsy. 
- C, potrzebuję komórki. - powiedziałam łapiąc się pod boki.
- Naprawdę? - uniosła brew.
- Tak, potrzebuję jej teraz. - wyciągnęłam dłoń.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Skąd ci teraz wezmę telefon? - spytała rozbawiona.
- Daj swój. - zażądałam. - Muszę zadzwonić.
Jean przyglądała się temu z iskierkami w oczach.
- Jeśli dam ci telefon to dasz nam spokój na godzinę? - wzięła małego samsunga do ręki. 
- Dam. - obiecałam spokojnie.
- A co z twoją komórką? - Jean postanowiła się wtrącić.
- Nie twoja sprawa. - pokazałam jej język. W tym momencie rzuciła we mnie poduszką. - Dobra, dobra! Zostawiłam w tym małym pubie w porcie, a ja muszę teraz zadzwonić!
Martha podała mi telefon.
- Nie wracaj przed... - spojrzała ukradkiem na zegar. Była 23. - Przed północą.
- Dobrze, mamo. - westchnęłam i wychodząc z pokoju wystukałam numer telefonu. 
Po pięciu sygnałach usłyszałam głos, którego nigdy bym nie pomyliła:
- Mam W A K A C J E, więc jeśli dzwonisz w sprawach S Ł U Ż B O W Y C H to równie dobrze możesz się rozłączyć.
- Nie, to nie są sprawy służbowe. - powiedziałam lekko.
- Ach, ptaszyna. Nie możesz beze mnie wytrzymać? Dałem ci ten numer abyś zadzwoniła jutro, albo za tydzień, nie za trzy minuty. - usłyszałam lekką drwinę.
- To było niemiłe. Tamto zniknięcie.
Przycisnęłam telefon mocniej do ucha.
Usłyszałam westchnięcie.
- Lubię znikać. Wydaję się wtedy tajemniczy. 
Nie powstrzymałam się przed parsknięciem.
- Tak, bardzo tajemniczy. Może byś mi panie tajemniczy zdradził numer swojego pokoju? Chętnie bym przyszła do ciebie i porozmawiała. O ile masz mini barek.
- Pierwsza klasa, na piętrze, numer dziewięćset dwadzieścia dziewięć. 
Chwila przerwy.
- Będę czekać, do zobaczenia.
I rozłączył się. Stałam chwilę w holu i ruszyłam ku przygodzie do pokoju dziewięćset dwadzieścia dziewięć.
Stanęłam przed dużymi, połyskującymi drzwiami z tabliczką "Pokój 929". Wzięłam oddech i podniosłam dłoń aby zapukać, nim zdążyłam to zrobić Eric otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
- Nie przywitasz się? - uniosłam brwi.
- No tak, tak dawno się nie widzieliśmy, że muszę się witać. - przewrócił oczyma.
Udając urażoną usiadłam na łóżku. Mój szósty zmysł mówił mi, że coś się dzieje. Głosik z tyłu głowy krzyczał abym uciekała. 
Podszedł do mnie i kucnął aby spojrzeć mi w oczy. Od razu się odprężyłam. Do ręki wciśnięto mi szklankę z alkoholem.
- Dlaczego mnie pocałowałeś? -  wzięłam łyka czegoś gorzkiego. Głosik został stłumiony. Świetnie!
- Nie wiem. Nudziło mi się. - powiedział i uśmiechnął się.
- Dlatego zniknąłeś? Znudziłam ci się? - poczułam się skrzywdzona. Miałam nadzieję, że ten pocałunek coś znaczył, ale... gdybym nic dla niego nie znaczyła to po co mi jego numer?
Z żalem opróżniłam naczynie. 
- Tak. Znudziłaś. - usiadł koło mnie.
- To dlaczego zostawiłeś mi swój numer? - w moim sercu zakwitła nadzieja.
- Nie wiem. Zwykły kaprys rozpieszczonego dwudziestolatka. - wzruszył ramionami. W oczach poczułam mokre łzy. Eric dolał mi napoju.
Z płynem w ręku rozejrzałam się po pokoju. Był ogromny.
Wzięłam następne łyki. Kiedy szklanka ponownie była osuszona dostałam dolewkę. Ten proces powtarzał się, aż w końcu straciłam świadomość. Ale tyś głupia, Jean. Nie, nie Jean. Alexia
________
Eric nie jest tym kim się wydaje :) (taki mały dopisek :p )

piątek, 4 października 2013

Rozdział III (MbT)


Rozdział III

Czyjaś ręką chwyciła za kierownicę i zakręciła nią tak, że van obrócił się o 180 stopni. Puściłam pedał gazu. Nacisnęłam hamulec.
Zauważyłam te znajome szare tęczówki wpatrujące się we mnie. 
- Żyjesz? - spytała melodyjnym głosem Claudine.
- A jaka jest twoja definicja życia*? - odpowiedziałam pytaniem. - Jeśli pod pojęciem życie masz na myśli to, że chodzę, oddycham i jako tako rozumuję - to tak.
- Nie oczekiwałam więcej. - kiwnęła głową. Kątem oka zauważyłam, że nic już nie przykrywało rudej czupryny.
- Gdzie teraz? - próbowałam ustawić auto na prawidłowy pas.
- Do fryzjera. - bardziej spytała niż stwierdziła.
Zdecydowała się na farbowanie? Uhh może coś z niej wyjdzie.

Poprawiłam lusterko i położyłam dłonie na kierownicy.
- Nie sądzę. - powiedziała Martha chichocząc. - To ja tu jestem kierowcą.
Zamachała mi przed twarzą pękiem kluczy, które nie tak dawno były w stacyjce. 
- Ale jak ty to...? - próbowałam sobie przypomnieć moment kiedy Claudine sięgała po nie. Nic mi nie świtało. 
- Magia. - mrugnęła i przegoniła mnie ręką. Niechętnie wygramoliłam się z wozu i obeszłam go dookoła otwierając drzwi pasażera. 
- Mówiłam ci już, że cię nienawidzę? - spytałam obserwując ją moim poważnym spojrzeniem.
Zaśmiała się głośno i szczerze, chyba to jej pierwszy raz odkąd mnie spotkała. 
- Nie, ale zawsze możesz to nadrobić. - odpaliła silnik i ruszyła. Jej jeździe akompaniował pisk opon zlewający się w jedno z moim.
Zapięłam pasy. Moje dresy były całe podarte i ubłocone, a biała bluzka zmieniła kolor na siwy od kurzu.
Powinnam spakować więcej ciuchów. 
Droga wydawała się nieskończenie długa i nudna. Wszystko było takie samo. Scenerie niezbyt się od siebie różniły. Każde mijane drzewo było wysokie i nudne. Każdy kamień szary i duży, i nudny. 
Pogrążyły mnie rozmyślania nad tym co by było gdybym nie uciekła, gdybym stawiła czoła przeznaczeniu i oddała się w ręce wampirów. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. Może niektórzy je lubią, ale mnie zbytnio nie pociąga myśl o dotykaniu kogoś martwego, a w dodatku zimnego. Brrr. Wolałabym już leżeć sześć stóp pod ziemią.
Claudine zjechała na parking małego baru "Pod urwanym łbem". Co za idiota wymyśla te nazwy. Westchnęłam teatralnie i przekroczyłam próg. Wystrój nie różnił się od innych barów z nazwą zaczynającą się na "Pod...". Drewniane ławki przy drewnianych stołach. Lada z cegły i powywieszane głowy jeleni oraz dzików na ścianach. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam, ale nie byłam głodna. Moja towarzyszka zmusiła mnie do posiłku i zamówiła dla nas dwie pieczenie z frytkami. 
Siedziałyśmy naprzeciw siebie w milczeniu. Przypomniałam sobie Adriana. Był skupiony i zacięty, ale kiedy zauważył mnie coś w nim drgnęło. Widziałam to, ponieważ nie mogłam oderwać wzroku od jego białej jak kreda twarzy. Pamiętałam jak na początku wakacji powiedział mi, że z nami koniec, że musi odejść. Zapytałam się go czy się wyprowadza, odpowiedział mi jedynie...
- Wszystko w porządku? - Claudine odezwała się i wszystko prysnęło. Spojrzałam na nią zdziwiona, a potem przypomniałam sobie kim jest.
- Tak. - odpowiedziałam spoglądając w dół. Frytki leżały na talerzu. Nie tknięte. Wzięłam jedną do ręki i kręciłam nią w ketchupie.
- Widzę, że coś cię dręczy. - dotknęła moją dłoń w pocieszającym geście. Uniosłam na nią spojrzenie i zmusiłam się do uśmiechu. 
- Nie, wszystko ok. - próbowałam ją przekonać. - Naprawdę.
Wiedziałam, że mi nie uwierzyła, ale milczała. Lepsze to niż nic. Wsadziłam czerwoną frytkę do ust. Skrzywiłam się. Za dużo ketchupu. Resztę pokrojonych i usmażonych ziemniaków zjadłam w ciszy. Pokroiłam pieczeń na połowę, a następnie jedną z jej połówek na ćwiartki. Wsadziłam do ust kawałek i żułam. Po połknięciu mięsa wzięłam łyk coli. Powtórzyłam ten schemat kilka razy, aż wreszcie talerz został pusty.
Claudine uśmiechnęła się.
- Od razu wyglądasz lepiej. Nabrałaś rumieńców. - wstała i udała się do toalety. Zauważyłam kluczyki na stole, sięgnęłam po nie i schowałam w kieszonce dresów. 
Kiedy ujrzałam czarną czuprynę od razu się uśmiechnęłam.
- Co jest? - spytała. - Mam coś na twarzy? - sięgnęła dłonią do nosa i próbowała wymacać pryszcza.
- Nie, nie masz. - zapewniłam ją. - Chodźmy do auta. Nie mam zamiaru marnować cennego dnia.
Towarzyszka przytaknęła mi i ruszyłyśmy do wozu. 
Szłam z przodu, a ona wlokła się za mną. Nagle przytuliła mnie od tyłu.
- Jesteś dla mnie ważna, ufam ci. - szepnęła i oderwała się ode mnie. - Ale nie na tyle aby pozwolić ci prowadzić. - mrugnęła i pokazała kluczyki, które wyciągnęła mi z kieszeni podczas uścisku. 
- Jesteś jak lis. Ruda i cwana. Nienawidzę cię.
Zaśmiała się perliście i ruszyła.
I znów sceneria się powtarzała. Drzewa, kamienie, krzaki, zakręty, drzewa, kamienie, zakręty, zakręty. Uchyliłam szybę. 
Przy drodze stała dziewczyna. Kogoś mi przypominała. Już z pewnością widziałam te falujące czarne włosy i pewną siebie postawę. Miała na oko około 19 lat.
- Stój. - powiedziałam cicho, ale to wystarczyło, aby Claudine usłyszała i zatrzymała pojazd.
Autostopowiczka podeszła do szyby.
- Dziękuję, dziękuję tak bardzo, że się zatrzymałyście. Nie wiedziałabym co zrobić. Gonią mnie. - w tym momencie jej wzrok utkwił na moich oczach. Bam. Rozpoznałam ją. Już wiedziałam u kogo widziałam tą postawę. U siebie.
Wysiadłam z wozu i wrzuciłam do tyłu brązową torbę, koło której stała. 
- Wsiadaj. - powiedziałam. Kiwnęła mi głową i usadowiła się na tylnym siedzeniu.
Claudine ruszyła, w lusterku zauważyłam jej pytające spojrzenie. Pokręciłam głową próbując przekazać jej by nie drążyła tematu. Nie posłuchała. Jak zwykle.
- A więc, jak masz na imię? - zapytała niewinnym tonem, chciałam ją udusić.
- Hmm? Ah, tak. Imię. Tak długo go nie używałam. - westchnęła smętnie, a moje serce ścisnęło się. Chciałam ją przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze. Ale nie będzie dobrze, będzie coraz gorzej. - Ale sądzę, że było to Kristine.
- Kathlyn. -poprawiłam przygryzając naskórek prawego kciuka i nie odwracając wzroku z drogi. - Masz na imię Kathlyn McKlein. 
- Skąd je znasz? - w tym pytaniu słychać było lekkie wahanie. Jakby próbowała sobie mnie przypomnieć i nie wiedziała czy tego chce. Claudine przysłuchiwała się temu w milczeniu. 
- To już nieistotne. Jestem kimś innym. Znałam cię. To znaczy myślałam, że cię znam. Ale w nic już nie wierzę. To wszystko to wielkie kłamstwo. A ja nienawidzę kłamstw. - wrzuciłam w te słowa tyle jadu, że aż sama się zdziwiłam.
- Wybacz jej te nieuprzejmości. - powiedziała Claudine. - Możesz pokazać Alexii swoją rękę?
Zrozumiałam. Miałam sprawdzić, czy Kath nie ma znaku
Pod dotykiem jej miękkiej skóry łzy w moich oczach wezbrały. Dokładnie tak ją zapamiętałam. Życzliwą i uprzejmą. Jej włosy zawsze pachnęły brzoskwiniowym szamponem, a skóra była delikatna i pachniała truskawkami. Była I D E A L N A.
- Jak chcesz się teraz nazywać? - spytałam lekko. Chciałam aby została z nami i zostawiła przeszłość za sobą, tak jak ja. Abyśmy we trójkę stworzyły rodzinę. Siostry.
- Nie wiem. - zawstydziła się. - Nigdy nie sądziłam, że mogłabym zmienić imię.
- Może ci pomogę? - zaproponowałam.
- Chętnie przyjmę twoją pomoc. Nie mam zielonego pojęcia o imionach. 
Zaśmiałam się. Kłamała. W każde wakacje wymyślała jakie imię mogłaby nosić. Ja przysłuchiwałam się temu potakując co kilka słów i marząc abyśmy kiedyś wybrały się w podróż i już nie wróciły.
- Może po kimś bliskim? Czyje imię z twojej rodziny najbardziej ci się podobało?
- Jak miałam cztery lata moja mama urodziła dziecko, dziewczynkę. Rodzice chcieli, aby jego płeć była niespodzianką, więc nie szykowali imienia. W końcu aby mnie uszczęśliwić zapytali mnie o zdanie. Powiedziałam, że Jean. Sądzę, że powinnam nazywać się Jean. Po mojej siostrzyczce. - spojrzała w szybę, a ja poczułam gulę w gardle. - Była dla mnie całym światem, opiekowałam się nią gdy była chora, brałam na spacery. Ale straciłam z nią kontakt. Pewnie to już przebolała i wciąż żyje szczęśliwym życiem, beze mnie.
Claudine była bystra, od razu zrozumiała, że Kathlyn opowiadała o mnie. Nie zadawała pytań. Nic nie mówiła. Chciałam ją za to ucałować. 
Wiedziałam, że muszę to powiedzieć, muszę jej zdradzić kim jestem. 
Samotna łza poleciała po policzku Kathlyn. Nie, Jean.
- Kochanie. - wytarłam wodę z jej twarzy. - Wiele rzeczy można o mnie powiedzieć, ale z pewnością nie to, że żyję szczęśliwie.
Ze stoickim spokojem obserwowałam zmiany na jej twarzy.
Szok, niedowierzanie, ból, radość, znowu szok.
- Jean? - spytała ostrożnie, jakby ze strachu, że zaraz się rozpadnę.
- Nie, nie jestem już Jean. Byłam nią, kiedyś. Zanim dowiedziałam się, co mama ze mną zrobiła. Teraz jestem Alexia. Moje imię przypadło tobie. - czułam, że w moim sercu pojawia się dziura, która boli, jednak ciągnęłam to. - Powinnaś zapomnieć o przeszłości, o nas. Obie się zmieniłyśmy i nie powinnyśmy udawać, że nie.
Spojrzała na mnie bystrym spojrzeniem i podała mi rękę.
- Cześć, jestem Jean. - uśmiechnęła się szeroko. Był to sztuczny uśmiech. W jej oczach widziałam ból.
- A ja Alexia. - odpowiedziałam. - A ten potwór tu to Claudine. - złapałam za dłoń byłej siostry. - Witaj na pokładzie.

__________
Na razie gotowych i czekających na wrzucenie rozdziałów mam tylko XI na XXIV planowane, więc pewnego piątku rozdział może się nie pojawić.

czwartek, 3 października 2013

Mustang z Dzikiej Doliny



Witajcie lubiący przepiękne opowieści!
Spirit to nieujarzmiony mustang przemierzający prerie. Napotykając na swojej drodze po raz pierwszy człowieka, buntuje się przeciwko zniewoleniu, co nie staje jednak na drodze jego przyjaźni z młodym Indianinem o mężnym sercu i imieniu Mały Strumyk.

Dziki mustang wyrusza na wyprawę pełną przygód. Musi dokonać rzeczy niemal niemożliwych: uratować swą ziemię i odzyskać wolność, Podczas pasjonującej i wymagającej wielkiej odwagi podróży przez prerie Dzikiego Zachodu Spirit zyskuje młodego, odważnego przyjaciela z plemienia Lakota, przechytrza nieustępliwych żołnierzy i zakochuje się w pięknej klaczy o imieniu Rain. Niezapomniana, zapierająca dech w piersiach historia o odkrywaniu prawdziwego bohaterstwa w samym sobie, "Mustang z dzikiej doliny" jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej ekscytujących, pełnometrażowych filmów rysunkowych, jakie kiedykolwiek zrobiono.
Źródło :www.filmweb.pl
Gorąco Polecam! BiblioTeka