piątek, 13 września 2013

Marked by tears

Hej, w wakacje zaczęłam pisać amatorską książkę. Nie wiem czy przypadnie wam do gustu, ale zdecydowałam się ją opublikować na tym blogu :) Nowe rozdziały postaram się dodawać w tygodniowych odstępach. Tytuł roboczy brzmi: Marked by tears (Naznaczeni przez łzy).
Miłego czytania!
PROLOG
Wiele siły i energii zajęło mi pozbieranie się do siebie po wydarzeniach minionego dnia. Moja najlepsza przyjaciółka - Clemence zerwała ze mną wszelkie kontakty mówiąc, że potrzebuje czasu aby to przemyśleć, a to ja a nie ona dowiedziałam się, że w dniu urodzin obiecano mnie wampirom.
Prychnęłam. Według umowy za trzy dni powinni po mnie przyjść. Nienawidziłam tego uczucia. Byłam bezsilna. Jedynym wyjściem była ucieczka, ale co mogłam zrobić? Miałam zaledwie 16 lat. To było zbyt trudne. Uwielbiałam mieć kontrolę nad wszystkim co jest ze mną związane, tym razem jej nie miałam.
Położyłam się na szerokim łóżku, które przykrywała teraz kolorowa narzuta. Cały mój pokój był przestronny i tęczowy. Przeważały w nim kolory lata - pomarańczowy, żółty i zielony.
Sięgnęłam po białego iPhone'a, wystukałam numer Clemence.
Po raz setny usłyszałam głos automatycznej sekretarki - Przykro mi, najwidoczniej jestem z dala od telefonu, nagraj się po tym wkurzającym sygnale - postaram skrócić się twe męczarnie i oddzwonić.
- Hej, tu Jean. Dzwonię już nie wiem który raz. Chcę ci powiedzieć, abyś się o mnie nie martwiła. Cokolwiek zrobię jest niezależne od twojej decyzji.
Rozłączyłam się i zaczęłam pakować. Nie zostanę tu ani minuty dłużej. Sięgnęłam po walizkę leżącą na szafie. Pociągnęłam zbyt mocno i spadła na moją głowę.
- Szlag.
Byłam zdenerwowana. Zaczęłam pakować do środka dwa koce, na wypadek gdyby zastał mnie zimniejszy dzień, chociaż wątpię, był środek najcieplejszej pory roku. Na nie wrzuciłam bluzę i kurtkę. Otworzyłam komodę. Trochę za mocno pociągnęłam i szuflada wyskoczyła spadając na moją stopę.
Nienawidzę swojego życia. Roześmiałam się histerycznie.
Moja matka sprzedała mnie za pięćset tysięcy. Jedyne co mogę robić, to podejrzewać co chcą ze mną zrobić. Może zostanę jedną z tych beznadziejnych nastolatek ubierających się w czarne ciuszki i robiących gotycki make up? Może będą widzieć we mnie tylko worek krwi? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Za dużo informacji. Początkowo istnienie wampirów było dla mnie tylko fantazją. Byłam jedną z tych osób, które kochały czytać książki o miłości grzecznej, pięknej dziewczyny z niebezpiecznym chłopakiem będącym za każdym razem nieziemsko przystojnym i w równej mierze niebezpiecznym.
Wrzuciłam niedbale pięć par jeansów i dziesięć bluzek. Na wierzch dorzuciłam dwie sukienki.
Podeszłam do świnki skarbonki, narzuciłam na nią ścierkę i rzuciłam o podłogę. Jak myślałam - ścierka zagłuszyła upadek.
Na ziemi leżały dwa tysiące pięćset dolarów. Musi starczyć.
Spojrzałam w lustro, aby upewnić się, że to rzeczywistość. W snach zawsze wyglądam jak Angelina Jolie.
Niestety. To ja. Pokręcona dziewczyna o 180 centymetrach wzrostu. Proste, czarne włosy dosięgały do tyłka. Mój ojciec prawdopodobnie pochodził z Egiptu, to po nim odziedziczyłam ciemniejszą karnację, którą moje koleżanki ze szkoły uzyskują dzięki regularnym wizytom w solarium. Wyraźnie zaokrąglone biodra i wcięta talia osy wprawiały mnie w dumę.
Wrzuciłam połowę dorobku do torebki, a połowę do walizki. Nie chciałam umieszczać całego w jednym miejscu, zbyt dużo bym tym ryzykowała.
Poczekałam chwilę w pokoju i usłyszałam warkot silnika auta mamy. Całe szczęście mamy jeszcze jeden samochód, starą Hondę. Nie rzucała się ona w oczy, więc prawdopodobnie nie zatrzyma mnie policja, a jako że nie mam prawa jazdy to oznaczałoby to koniec wyprawy.
Zniosłam bagaż na dół i dorzuciłam do środka dwie butelki wody. Wcisnęłam tam również kartę kredytową. Tak na wszelki wypadek.
Podniosłam mały posążek Merkurego, rzymskiego boga handlu, złodziei i celników.
Wyjęłam spod niego kluczyk do auta. Cóż za ironia. Merkury, miej mnie w opiece.
Wrzuciłam walizkę do bagażnika. Usiadłam na miejscu kierowcy i pojechałam. Nauczyłam się kierować dwa lata temu, gdy byłam czternastolatką. Był to prezent urodzinowy od mamy. Jeździłyśmy na skoszone pole i musiałam omijać słupki. Szybko załapałam.
Skupiona na drodze jechałam godzinę w milczeniu, potem włączyłam radio.
Zaczęłam śpiewać piosenkę Avicii'ego.


"Feeling my way through the darkness, guided by a beating heart. I can't tell where the journey will end, but I know where to start."

Wszechświat ci sprzyja, Jean. Jedź dalej.


***

C.d.n w najbliższej przyszłości.

Kathy Iwaszkow

1 komentarz:

  1. Piękny początek, mam nadzieję, że Twoja książka zyska wiernych czytelników:-)
    BiblioTeka

    OdpowiedzUsuń