piątek, 20 września 2013

Rozdział I (Marked by tears)

Rozdział I
Po tym jak wjechałam na autostradę zatrzymałam się tylko raz, aby zatankować i coś zjeść w małym pubie obok stacji paliw. Rozmyślając co dalej zdecydowałam się niechętnie na przefarbowanie i obcięcie włosów. Zbyt  się wyróżniały.
Przejeżdżając przez małe miasteczko zauważyłam salon fryzjerski, a nieopodal niego lśnił czerwony napis MOTEL. Słońce już dawno zaszło. Cały dzień byłam w trasie.
- Zatrzymam się tu na noc i popołudniu ruszę dalej - szepnęłam sama do siebie. Spojrzałam na zegarek. Godzina 00:05.
Zaparkowałam auto na tyłach budynku, wzięłam walizkę i podeszłam do recepcji.
Za biurkiem stał starszy mężczyzna, około pięćdziesiątki. Posiadał pierwsze oznaki łysienia. Za nim wisiała tablica korkowa z pinezkami, na których umiejscowiono klucze. Piętnaście pokoi. Niezbyt dużo, ale w sumie to małe miasteczko, nie miewają gości.
Założyłam najpromienniejszy uśmiech jaki miałam w zestawie.
- Dzień doby - powiedziałam przesadnie szczęśliwa.
Mężczyzna obrzucił mnie nieufnym wzrokiem.
- Dobry wieczór.
Ach, tak, wieczór. Zapomniałam.
Przyjrzałam się bardziej mężczyźnie. Na starej koszuli zawieszono plakietkę z imieniem Darrew. Zjechałam wzrokiem niżej. Koszula ledwo dopinała się na jego brzuchu.
- Pokój jednoosobowy. Najtańszy. Jedna noc - zdecydowałam się nie mówić więcej niż muszę. Znam ten typ.
- Dziesięć dolarów. - podał mi klucz z przyczepionym numerem 2.
W milczeniu podałam mu pieniądze. Nie wiem czy to drogo, czy tanio. Zwykle sypiałam w swoim pokoju. Zdecydowałam się nie wykłócać.
Popchnęłam skrzypiące drzwi i wciągnęłam walizkę do środka. Mały pokój rozmiarem przypominający moją dawną garderobę mieścił wąskie, jednoosobowe łóżko i zdemolowaną szafę. Po drodze minęłam toaletę, była tylko jedna i mieściła się na holu.
Cóż, nikt nie mówił, że to miejsce ma 5 gwiazdek.
Wsunęłam walizkę pod łóżko, a torebkę wrzuciłam do szafy. Przekręciłam kluczyk w drzwiach i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i usnęłam.

***

Obudziło mnie przeraźliwe wycie alarmu policyjnego.
Świetnie, znaleźli mnie. Możliwe, że matka zgłosiła kradzież samochodu. Jaka ze mnie idiotka.
Zeszłam cicho do recepcji.
Zauważyłam dwóch gliniarzy. Jedna kobieta, brązowe włosy, szczupła. Od jej postawy biła śmiałość i siła. Drugi mężczyzna był niski, miał czarne włosy w nieładzie i lekko przygarbioną postawę. Wydawał się jeszcze niższy.
Mężczyzna z recepcji podawał im mój rysopis gestykulując długość włosów.
Miałam jeszcze czas. Pobiegłam do pokoju i wyciągnęłam walizkę. Wrzuciłam do niej torebkę i zamknęłam szczelnie zamek. Wyjrzałam za okno. Mój pokój mieścił się na parterze.
Wyrzuciłam walizkę w krzaki i przełożyłam nogę za parapet. Usłyszałam kroki. Są blisko.
Chwyciłam się gałęzi drzewa rosnącego niedaleko i przełożyłam drugą nogę. Puściłam się i uderzyłam o twardy grunt.
- Szlag - szepnęłam i otrzepałam się z ziemi.
Oceniłam sytuację. Jeden policjant pilnuje auta, zaś dwójka szuka mnie. Trzech na jedną? Szanse są nierówne.
Weszłam ciągnąc walizkę do lasku. Szłam w stronę salonu fryzjerskiego.
Na zniszczonych drzwiach wisiała tabliczka z napisem "OTUARTE", ktoś zamazał kreseczkę w "W" i zmienił znaczenie słowa.
Popchnęłam drzwi z obawą, że zaraz się rozlecą. Nie stało się tak.
- Halo? Jest tu kto? - spytałam niepewnie.
Brak odpowiedzi. Cóż, nawiedzone miasteczko?
Usiadłam na fotelu fryzjerskim i spojrzałam na swoje odbicie. Muszę coś z tym zrobić.
Weszlam na zaplecze, zauważyłam wiele farb do włosów o różnych odcieniach, ucieszyło mnie to. Sama wykonam zabieg.
Wybrałam rozjaśniacz i na niego nałożę mroźny platynowy blond. To może zmyli oprawców.
Delikatnie nałożyłam substancję na czarne kosmyki. Odczytałam, że muszę poczekać tak 40 minut. Normalnie bym była podekscytowana zmianą koloru, jednak w tym momencie myślałam jedynie o tym, czy zdążę zmienić wizerunek w 40 minut.
Z farbą na głowie przechadzałam się w koło po małej salce. Myślałam co dalej. Zaledwie 30 minut jazdy stąd było miasto, większe od tego. Tam mogłabym zdobyć tymczasową pracę, albo zamieszkać w hotelu.
Po wyznaczonym czasie umyłam włosy. Były żółte.
Nie chciałam zostać przy tym kolorze ani sekundy dłużej, nałożyłam kolejną farbę.
Z cierpliwością wyczekałam 30 minut i znów zamoczyłam głowę.
Sięgnęłam po suszarkę.
Chwilę później siedziałam przed lustrem jako opalona blondynka.
Chwyciłam nożyczki, obcięłam włosy do brody. Spojrzałam na siebie, zdradziecka łza spłynęła po moim policzku. Tyle lat zapuszczałam je i teraz głupia sytuacja zmusiła mnie do ich stracenia. Oparłam się o szafkę. Nienawidzę tego.

Usłyszałam kroki. Szybko zamiotłam ręką kosmyki pod szafkę. Wstałam, otrzepałam się i ruszyłam na zaplecze. Schowałam się za kotarą.
Drzwi wejściowe zaskrzypiały, a ja uspokajając oddech dostrzegłam nowe rzeczy. Kroki były ciche i rytmiczne. Była to z pewnością kobieta.
Ujrzałam przez uchyloną zasłonę zarys wysokiej, rudowłosej dziewczyny. Na oko miała dziewiętnaście lat.
Postanowiłam się nie ujawniać.
Nieznajoma usiadła na krześle, na którym niedawno obcinałam i farbowałam swoje włosy.
Sięgnęła ręką do włosów i pociągnęła za nie. Zaśmiała się cicho.
Otworzyła szufladę i wyciągnęła czarną perukę. Naciągnęła ją na czoło i spojrzała w lustro. Była zadowolona. Potrafiłam to wyczuć.
Jak zaczarowana wpatrywałam się w nią gdy wstawała z gracją baletnicy i udawała się cicho do wyjścia.
- Zaczekaj! - krzyknęłam wychodząc z ukrycia. Część mnie chciała jej zaufać.
Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na mnie. Widziałam jak ustawia się w pozycję, z której w każdej chwili mogłaby ruszyć do maratonu.
- Nie chciałam cię wystraszyć. - powiedziałam spokojnie. Obrzuciła mnie drwiącym spojrzeniem.
- Nie sądzę byś była w stanie. - wydęła pełne wargi.
- Tak... no cóż. Potrzebuję pomocy. Dojechałam tu samochodem, którego kradzież zgłosiła moja matka. Szuka mnie teraz policja. - przekrzywiłam głowę na prawą stronę. - I chcę się spytać, czy nie mogłabyś podrzucić mnie do miasta niedaleko?
Spojrzała na mnie nieufnie szarymi oczami. Była piękna. Dostrzegłam, że ma okaleczone dłonie, jakby od dłuższego czasu wspinała się na ciernie. Zauważyła, że oglądam jej ręce. Schowała je za sobą.
- Może i mam auto. Ale co ja będę z tego miała?
Niechętnie wypowiedziałam kolejne słowa:
- Sto dolarów i mój dług?
Wyraz jej twarzy zmienił się na bardziej przyjacielski.
- To w drogę.
Sięgnęłam po walizkę leżącą w kącie i wpakowałam ją do mini vana rudowłosej.
- Jak się nazywasz? - spytałam.
- Claudine. Ty? - włożyła kluczyk do stacyjki.
- Alexia.
Obie kłamałyśmy i obie zdawałyśmy sobie z tego sprawę. Żadna z nas nie chciała wnikać. Może to i lepiej?
____
Edytowane: Chciałabym dodać, że długość rozdziałów nie zawsze jest taka sama, a rozdział I należy do najkrótszych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz