środa, 23 marca 2016

Nieznane przygody Harry'ego Pottera

Cześć!

Jestem Laciaimperator, czyli Ania Belkner. Ostatnio na lidze z języka polskiego mieliśmy za zadanie napisać wymyślony rozdział lub opowiadanie o Harrym Potterze. Nie czytałam żadnej książki o nim, ani nie oglądałam filmu (jeszcze) więc to było dla mnie wyjątkowo trudne. Pracowałam cały wieczór! Oto efekty:


Urodziny Harry’ ego u Dursleyów
To był piękny i słoneczny dzień lipca. Dom Dursleyów stojący na uboczu był drewniany i niewielki. Mieszkali w nim wuj Veron, ciotka Petunia oraz ich syn Dudley, a od śmierci swoich rodziców także siostrzeniec Petunii - Harry Potter. Harry spędzał u wujostwa dni wolne od szkoły. Pobierał on naukę w Hogwarcie. Była to niezwykła szkoła, w której kształcili się czarodzieje. W ponurym korytarzu na parterze domu było dwoje drzwi. Jedne z nich prowadziły do wąskiego pokoju zajmowanego przez Harry’ ego. Mieściło się tam małe łóżko, biurko, szafa i półka na książki. Drugie drzwi prowadziły do pokoju Dudleya wyposażonego w wielkie łóżko, kącik z zabawkami, pojemną szafę, biurko, ściany zdobiły zdjęcia i plakaty. W kuchni, naprzeciwko pokoju kuzyna Harry’ ego, był mały okrągły stoliczek, mnóstwo szafek i kuchenka gazowa. W tym pomieszczeniu zwykle krzątała się ciotka Petunia. W domu była też komórka pod schodami, w której wuj Veron przechowywał czarodziejskie atrybuty Harry’ ego. Nie pozwalano chłopcu używać ich pod żadnym pozorem. Ale dziś coś miało się zmienić…
Tego dnia Harry’ ego obudził niemelodyjny śpiew ciotki Petunii trzymającej w rękach mały tort czekoladowy.
-Sto lat, sto lat!!!- wyła kobieta.
Obok stał naburmuszony Dudley, który mruczał coś pod nosem patrząc łapczywie na tort. Widać miał na niego chrapkę. Harry zaspanym głosem spytał:
-To już dzisiaj, już dzisiaj są moje urodziny?
-Tak. Ubieraj się i schodź na dół!- powiedziała kobieta wyjątkowo miłym i miękkim głosem zamykając drzwi.
Harry wyskoczył z łóżka jak z procy. Z uśmiechem na ustach umył się, ubrał i nakarmił swoją sowęHedwigę. Na samą myśl o torcie ciekła mu ślinka. Na dole wuj Veron szykował się do pracy. Widząc Harry’ ego powiedział:
-Dzisiaj możesz polatać na miotle- mówił szperając w torbie.
-Hurra!!!- wykrzyknął Harry podskakując.
Wuj odwrócił się i dodał:
-Ale tylko przez GODZINĘ!
Harry puścił te słowa mimo uszu. Patrzył na apetycznie wyglądający kawałek ciasta na talerzu. Mężczyzna trzasnął drzwiami, a Harry rzucił się na tort zatapiając w nim zęby. Niebo w gębie! Pochwalił ciotkę i sięgnął po następną porcję. Była równie pyszna! Ogromnie się najadł. Nawet gdyby chłopak miał siłę wsunąć kolejny kawałek, to i tak nie mógłby, bo resztę tortu spałaszował Dudley.
-Pójdę do pokoju- powiedział do ciotki.
Harry wszedł do swojej sypialni i zaczął planować trasę lotu. Wyobrażał sobie jak z rozwianymi włosami tnie powietrze na swojej miotle. To będzie trening przed qidditchem ( popularną dyscypliną sportową w świecie czarodziejów). Może uda mu się zostać w drużynie? Choć jednodniowy trening na dwa miesiące niewiele pomoże… Ale Harry na razie się tym nie przejmował. Wybiegł podekscytowany z pokoju. Miotła stała przy wieszaku na ubrania.
-Idę na dwór polatać!- oznajmił Harry.
Ciocia widząc rozemocjonowanego chłopaka pokręciła tylko głową, a Dudley patrzył na niego jak na kogoś niespełna rozumu, ponieważ Dursleyowie byli Mugolami (czyli ludźmi, w których żyłach nie płynie nawet kropla krwi czarodziejów), w przeciwieństwie do Harry’ ego. Nie rozumieli co to znaczy „latać na miotle”. Nie wiedzieli co to za frajda, a szkoda!
Szczęśliwy czarodziej wzbił się w górę zrobił kilka kółek wokół domu Dursleyów i odleciał w stronę płynącej nieopodal rzeki. Zniżył lot i udało mu się dotknąć wody. Przeleciał pod mostem, poszybował nad nim i znów frunął pod wiaduktem. Zaczął kierować się w stronę metropolii. Wiatr smagał mu twarz, ale Harry nie zwracał na to uwagi. Wylądował na głównej ulicy i obejrzał wystawy sklepowe. Zanim zaczęło się ściemniać zdążył jeszcze oblecieć całe miasto dookoła. W końcu trochę zmęczony, ale wciąż bardzo podekscytowany, wrócił nad rzekę i obejrzał zachód słońca. Zdyszany dotarł do domu. W czasie zabawy zupełnie stracił poczucie czasu. Po powrocie dostał niezłą burę od Dursleyów ponieważ nie było go aż sześć godzin. Otrzymał miesięczny zakaz wychodzenia z domu.
I tak zakończył się dzień urodzin Harry’ ego. Dla niego to był jeden z najpiękniejszych jakie ostatnio przeżył. Chłopiec nieczęsto miał powody do radości, więc pomimo srogiej kary docenił „wyjątkowy” prezent od wuja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz