środa, 6 listopada 2013

[M] O rany! On się rusza! (MbT)

[M] O rany! On się rusza! 

(Między V a VI rozdziałem)

W ciszy wpatrywałam się w Erica. Jego blond włosy jak zwykle były w nieładzie. Wyciągnęłam dłoń i przeczesałam je. Stwórca nie zareagował. Wciąż spoglądał na jezdnię.

- Wampiry mogą jeść? - spytałam zaciekawiona.
- Niektóre. - przyznał kiwając głową. - Ja nie toleruję jedzenia ludzi, a szkoda. Chciałbym spróbować pizzy. Ponoć jest pyszna.
- Bomba kaloryczna. - skomentowałam. 
Przez dwie godziny drogi całkowicie zapomniałam o krwi, a teraz temat jedzenia niemiłosiernie przypomniał mi o głodzie. Wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia i przycisnęłam rękę do kłów.
- Nie mów, że zgłodniałaś. - westchnął Eric. - W porcie było mnóstwo okazji do pożywienia się.
Obserwowałam bajkowe krajobrazy Anglii. Pastwiska porośnięte trawą. Czerwono białe stodoły i małe, szare domki z kamienia zapierały mi dech w piersiach. Po lewej stronie rozciągał się gęsty las z różnej maści zwierzętami.
- Zapomniałam o głodzie. To nie moja wina. - obruszyłam się i wsadziłam kosmyk czarnych włosów za ucho.
- To nigdy nie jest twoja wina. - rzucił sarkastycznie.
- Właśnie. - zgodziłam się przejeżdżając palcem po ostrych zębach. - Chcę jeść!
Stwórca bez słowa zjechał na drogę prowadzącą do miasteczka Hembridge. 
- Jak to się dzieje, że słońce nas nie zabija? - rozpoczęłam nowy temat.
- Jesteś ciekawska. - roześmiał się cicho. - Ja tak samo jak ty posiadałem znak w dniu przemiany. On nas uodparnia na niektóre rzeczy i zwiększa podatność na inne. - odpowiedział parkując na poboczu żwirowej drogi. - Jest południe, więc istnieje możliwość, że poczujesz lekkie pieczenie.
- To groźne? - spytałam. Nie miałam ochoty umierać przed obiadem.
- O ile dyskomfort to choroba śmiertelna. - wzruszył ramionami.
Wysiadłam z samochodu oczekując piekielnego bólu. Nic się nie stało. Odetchnęłam z ulgą.
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałam kierując się w stronę rynku. Eric złapał mnie za rękę i odwrócił.
- Nie tędy droga. Mówiłaś, że jesteś głodna. - spojrzał mi w oczy. - Widzisz gospodę? Jest tam. - wskazał palcem punkt na zachód. Dziesięć metrów dalej widniał niski budynek z szarego kamienia i ze słomianymi ozdobami. 
- Trudno nie zauważyć.
- Zajdź do niej i wynajmij u rudowłosej recepcjonistki pokój numer 12. Na jeden dzień. Zaczekaj w nim na mnie. - w bursztynowych tęczówkach zauważyłam błysk, którego nie rozpoznałam.
- Dobrze. - zgodziłam się. Chwilę później go już nie było. Szybkim krokiem przemierzyłam odległość dzielącą mnie od klimatycznych, drewnianych drzwi.
Lokal pachniał starością. Wystrój przywodził na myśl średniowiecze, a ubrane w długie suknie kelnerki wyglądały jak prawdziwe damy.
Za ladą stał ciemnowłosy chłopak z życzliwym wyrazem twarzy i wątłą posturą.
- Cześć. Szukam rudowłosej recepcjonistki. Pracuje tu jakaś? - uśmiechnęłam się.
- Tak. Zylis. Masz na myśli ją? - spytał wycierając szklankę ścierką.
Nie wiedziałam kogo mam na myśli. Eric ograniczył się tylko do czerwonych włosów.
- Tak. Sądzę, że to ona. - kiwnęłam głową. - Możesz ją zawołać?
- Oczywiście! - ucieszył się. - Chętnie pomagam klientom!
Chwilę później zniknął w zgiełku ciał i rozmów. Jak na małą knajpkę, to klientów było tutaj wiele.
Westchnęłam. Ludzie zbyt weseli mnie męczyli.
Koło mnie mignął cień. Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z czerwonowłosą pięknością. Mleczna cera pokryta była piegami, które dodawały jej uroku. Niezwykłe oczy o kolorze przybliżonym do bordo krojem przypominały dwa duże migdały. Mały, prosty nos mieścił się nad pełnymi, czerwonymi ustami. Przyłapałam się na rozmyślaniu nad tym czy to aby nie przypadkiem szminka.
- Szukałaś mnie? - usłyszałam uprzejmy ton.
- Tak... chciałam wynająć pokój. Mój przyjaciel powiedział, że mam to zrobić u ciebie. - wyjaśniłam.
- Eric? - zapytała dla pewności. Kiwnęłam głową. - Zach, zajmij się barem, proszę. - zwróciła się do czarnowłosego. - A ty chodź za mną.
Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi nie czekając na odpowiedź. Pobiegłam za nią.
Ruda zaprowadziła mnie do pokoju numer dwanaście. Mojego celu.
- Więc jak nazywa się nowa zdobycz mojego brata? - rzuciła się na łóżko. Materac zaskrzypiał.
- Brata? - powtórzyłam opierając się o mosiężną szafę. W pomieszczeniu znajdowało się jedno łoże małżeńskie, biurko i wcześniej wspomniany mebel. Kamienne ściany wydawały się być zimne, a drewniana podłoga wydawała dziwne bliżej nieokreślone dźwięki przy każdym kroku. Surowe warunki. 
- Tak, brata. - zaśmiała się cicho. - Inne matki ten sam ojciec. 
Przyjrzałam jej się oceniająco. Dopiero teraz uderzyło we mnie podobieństwo Zylis do mojego stwórcy. Oboje posiadali wystające kości policzkowe, wyraźnie zarysowaną szczękę oraz ten sam krój ust i oczu.
- Jestem Alexia. - wyciągnęłam dłoń.
- Zylis Katarazano. - przyjęła ją.
- Nie DeVallo? - zdziwiłam się.
- Jestem wampirem. Mogę mieć jakie chcę nazwisko. - wyjaśniła. - Ty też. - dodała po chwili.
Rozległo się pukanie. Otworzyłam okno, a do środka wszedł Eric wlokąc ciało jakiegoś blondyna. Rudowłosa wstała z łóżka i położyła na nie ofiarę.
- Hej braciszku. - uśmiechnęła się.
- Z, dawno cię nie widziałem. - stwórca uśmiechnął się szczerze. - Poznałaś już Al? - wampirzyca kiwnęła głową i odpowiedziała coś gardłowym głosem. Nie zrozumiałam ani słowa.
Dalsza konwersacja między rodzeństwem odbyła się w nieznanym mi języku. Z braku zajęć zbliżyłam się do ofiary. Kucnęłam przy jego głowie i wysunęłam kły. Przycisnęłam wargi do gorącej szyi i nacisnęłam. Chłopak się poruszył. Odskoczyłam od niego jak poparzona.
- O rany! On się rusza! - pisnęłam. Stwórca posłał mi protekcjonalne spojrzenie.
- To człowiek, nie schabowy. To naturalne, że się rusza. - westchnął. - Jedz, nie mamy czasu. - pośpieszył mnie.
Zerknęłam na młodego mężczyznę. Ślina sama naleciała mi do ust. Teraz albo nigdy.
Wpiłam się kłami w jego ciało. Iskierka życia zgasła w nim na zawsze.


________
Tłumaczę: [M] oznacza miniaturkę, jest ona dopełnieniem. Opowiada o tym co się działo między danymi rozdziałami. Na ten czas posiadam tylko dwie. Istnieją również drabułki (drabble) [D] jednak nie sądzę, że pojawią się w tym opowiadaniu. (Drabułka zazwyczaj zawiera 100 słów lub wielokrotność (100, 200, 300) maksymalnie 300 słów).
Zylis Katarazano - anagram od mojego imienia i nazwiska ;p
Pisane na plastyce ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz