czwartek, 28 listopada 2013

Święto Pluszowego Misia

Witajcie miłośnicy misiów pluszowych!
Święto Pluszowego Misia obchodziliśmy 25 listopada w czytelni biblioteki szkolnej.  Odwiedziły nas przedszkolaki, które wysłuchały ciekawych opowieści o niedźwiadkach przygotowanych w oparciu o encyklopedię przyrodniczą. Słuchały także bajki o Kubusiu Puchatku, najbardziej znanym misiu na świecie. Razem ze swoimi ulubionymi misiami  odbyły poranną  gimnastykę i zaśpiewały nam piękną misiową piosenkę. Był to poranek pełen uśmiechu i dobrej zabawy. Nikt się nie nudził. Na koniec dzieci obejrzały dobrze wszystkim znana dobranockę „Przygody misia Uszatka” .

A oto kilka ciekawostek o misiach :

Większość misiów przychodzi na świat zimą. Tuż po narodzinach niedźwiadek waży tyle co kostka masła. Pod koniec kwietnia po raz pierwszy wychodzi na spacer. Przez cały czas trzyma się jednak blisko mamy. Woli podróżować na jej plecach zamiast samemu przebierać łapami. Niedźwiedziątka muszą uczyć się wielu rzeczy, dzięki temu mogą przetrwać. Pierwsza lekcja to wspinaczka, aby w razie niebezpieczeństwa uciec na drzewo. Misie potrafią pływać od urodzenia i właściwie nie muszą się tego uczyć. Bardzo chętnie wskakują do wody. Za to z łapaniem ryb idzie im trochę gorzej. Obserwując mamę mogą się jednak nauczyć wielu sztuczek. W ciągu lata z malucha wyrasta całkiem duży niedźwiedź. Jesienią zapadną niedźwiadki w zimowy sen.
Wasza BiblioTeka zaprasza na dobranockę:-)

źródło: youTube

środa, 6 listopada 2013

[M] O rany! On się rusza! (MbT)

[M] O rany! On się rusza! 

(Między V a VI rozdziałem)

W ciszy wpatrywałam się w Erica. Jego blond włosy jak zwykle były w nieładzie. Wyciągnęłam dłoń i przeczesałam je. Stwórca nie zareagował. Wciąż spoglądał na jezdnię.

- Wampiry mogą jeść? - spytałam zaciekawiona.
- Niektóre. - przyznał kiwając głową. - Ja nie toleruję jedzenia ludzi, a szkoda. Chciałbym spróbować pizzy. Ponoć jest pyszna.
- Bomba kaloryczna. - skomentowałam. 
Przez dwie godziny drogi całkowicie zapomniałam o krwi, a teraz temat jedzenia niemiłosiernie przypomniał mi o głodzie. Wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia i przycisnęłam rękę do kłów.
- Nie mów, że zgłodniałaś. - westchnął Eric. - W porcie było mnóstwo okazji do pożywienia się.
Obserwowałam bajkowe krajobrazy Anglii. Pastwiska porośnięte trawą. Czerwono białe stodoły i małe, szare domki z kamienia zapierały mi dech w piersiach. Po lewej stronie rozciągał się gęsty las z różnej maści zwierzętami.
- Zapomniałam o głodzie. To nie moja wina. - obruszyłam się i wsadziłam kosmyk czarnych włosów za ucho.
- To nigdy nie jest twoja wina. - rzucił sarkastycznie.
- Właśnie. - zgodziłam się przejeżdżając palcem po ostrych zębach. - Chcę jeść!
Stwórca bez słowa zjechał na drogę prowadzącą do miasteczka Hembridge. 
- Jak to się dzieje, że słońce nas nie zabija? - rozpoczęłam nowy temat.
- Jesteś ciekawska. - roześmiał się cicho. - Ja tak samo jak ty posiadałem znak w dniu przemiany. On nas uodparnia na niektóre rzeczy i zwiększa podatność na inne. - odpowiedział parkując na poboczu żwirowej drogi. - Jest południe, więc istnieje możliwość, że poczujesz lekkie pieczenie.
- To groźne? - spytałam. Nie miałam ochoty umierać przed obiadem.
- O ile dyskomfort to choroba śmiertelna. - wzruszył ramionami.
Wysiadłam z samochodu oczekując piekielnego bólu. Nic się nie stało. Odetchnęłam z ulgą.
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałam kierując się w stronę rynku. Eric złapał mnie za rękę i odwrócił.
- Nie tędy droga. Mówiłaś, że jesteś głodna. - spojrzał mi w oczy. - Widzisz gospodę? Jest tam. - wskazał palcem punkt na zachód. Dziesięć metrów dalej widniał niski budynek z szarego kamienia i ze słomianymi ozdobami. 
- Trudno nie zauważyć.
- Zajdź do niej i wynajmij u rudowłosej recepcjonistki pokój numer 12. Na jeden dzień. Zaczekaj w nim na mnie. - w bursztynowych tęczówkach zauważyłam błysk, którego nie rozpoznałam.
- Dobrze. - zgodziłam się. Chwilę później go już nie było. Szybkim krokiem przemierzyłam odległość dzielącą mnie od klimatycznych, drewnianych drzwi.
Lokal pachniał starością. Wystrój przywodził na myśl średniowiecze, a ubrane w długie suknie kelnerki wyglądały jak prawdziwe damy.
Za ladą stał ciemnowłosy chłopak z życzliwym wyrazem twarzy i wątłą posturą.
- Cześć. Szukam rudowłosej recepcjonistki. Pracuje tu jakaś? - uśmiechnęłam się.
- Tak. Zylis. Masz na myśli ją? - spytał wycierając szklankę ścierką.
Nie wiedziałam kogo mam na myśli. Eric ograniczył się tylko do czerwonych włosów.
- Tak. Sądzę, że to ona. - kiwnęłam głową. - Możesz ją zawołać?
- Oczywiście! - ucieszył się. - Chętnie pomagam klientom!
Chwilę później zniknął w zgiełku ciał i rozmów. Jak na małą knajpkę, to klientów było tutaj wiele.
Westchnęłam. Ludzie zbyt weseli mnie męczyli.
Koło mnie mignął cień. Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z czerwonowłosą pięknością. Mleczna cera pokryta była piegami, które dodawały jej uroku. Niezwykłe oczy o kolorze przybliżonym do bordo krojem przypominały dwa duże migdały. Mały, prosty nos mieścił się nad pełnymi, czerwonymi ustami. Przyłapałam się na rozmyślaniu nad tym czy to aby nie przypadkiem szminka.
- Szukałaś mnie? - usłyszałam uprzejmy ton.
- Tak... chciałam wynająć pokój. Mój przyjaciel powiedział, że mam to zrobić u ciebie. - wyjaśniłam.
- Eric? - zapytała dla pewności. Kiwnęłam głową. - Zach, zajmij się barem, proszę. - zwróciła się do czarnowłosego. - A ty chodź za mną.
Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi nie czekając na odpowiedź. Pobiegłam za nią.
Ruda zaprowadziła mnie do pokoju numer dwanaście. Mojego celu.
- Więc jak nazywa się nowa zdobycz mojego brata? - rzuciła się na łóżko. Materac zaskrzypiał.
- Brata? - powtórzyłam opierając się o mosiężną szafę. W pomieszczeniu znajdowało się jedno łoże małżeńskie, biurko i wcześniej wspomniany mebel. Kamienne ściany wydawały się być zimne, a drewniana podłoga wydawała dziwne bliżej nieokreślone dźwięki przy każdym kroku. Surowe warunki. 
- Tak, brata. - zaśmiała się cicho. - Inne matki ten sam ojciec. 
Przyjrzałam jej się oceniająco. Dopiero teraz uderzyło we mnie podobieństwo Zylis do mojego stwórcy. Oboje posiadali wystające kości policzkowe, wyraźnie zarysowaną szczękę oraz ten sam krój ust i oczu.
- Jestem Alexia. - wyciągnęłam dłoń.
- Zylis Katarazano. - przyjęła ją.
- Nie DeVallo? - zdziwiłam się.
- Jestem wampirem. Mogę mieć jakie chcę nazwisko. - wyjaśniła. - Ty też. - dodała po chwili.
Rozległo się pukanie. Otworzyłam okno, a do środka wszedł Eric wlokąc ciało jakiegoś blondyna. Rudowłosa wstała z łóżka i położyła na nie ofiarę.
- Hej braciszku. - uśmiechnęła się.
- Z, dawno cię nie widziałem. - stwórca uśmiechnął się szczerze. - Poznałaś już Al? - wampirzyca kiwnęła głową i odpowiedziała coś gardłowym głosem. Nie zrozumiałam ani słowa.
Dalsza konwersacja między rodzeństwem odbyła się w nieznanym mi języku. Z braku zajęć zbliżyłam się do ofiary. Kucnęłam przy jego głowie i wysunęłam kły. Przycisnęłam wargi do gorącej szyi i nacisnęłam. Chłopak się poruszył. Odskoczyłam od niego jak poparzona.
- O rany! On się rusza! - pisnęłam. Stwórca posłał mi protekcjonalne spojrzenie.
- To człowiek, nie schabowy. To naturalne, że się rusza. - westchnął. - Jedz, nie mamy czasu. - pośpieszył mnie.
Zerknęłam na młodego mężczyznę. Ślina sama naleciała mi do ust. Teraz albo nigdy.
Wpiłam się kłami w jego ciało. Iskierka życia zgasła w nim na zawsze.


________
Tłumaczę: [M] oznacza miniaturkę, jest ona dopełnieniem. Opowiada o tym co się działo między danymi rozdziałami. Na ten czas posiadam tylko dwie. Istnieją również drabułki (drabble) [D] jednak nie sądzę, że pojawią się w tym opowiadaniu. (Drabułka zazwyczaj zawiera 100 słów lub wielokrotność (100, 200, 300) maksymalnie 300 słów).
Zylis Katarazano - anagram od mojego imienia i nazwiska ;p
Pisane na plastyce ;-;

Rozdział V (Nareszcie!)

Za nami już pierwsza długa przerwa spowodowana brakiem dostępu do internetu i nawałem sprawdzianów, ale już wszystko wraca do normy ;')

Rozdział V

Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Otworzyłam oczy. Światło z okna padało wprost na moją twarz. Zacisnęłam powieki i syknęłam z bólu.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju i trzaska drzwiami. Syknęłam ponownie. Jego kroki dudniły w mojej głowie jakby ktoś puścił je przez megafon.
Wyczułam męskie perfumy. Zmarszczyłam nos. Usiadł na łóżku, na którym leżałam.
- Zasłoń te cholerne zasłony. - modliłam sie aby posłuchał. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, następnie znów uderzał obcasami o drewnianą podłogę nasilając mój ból.
Otworzyłam ostrożnie jedno oko. 
Mężczyzną tym był Eric. 
- Wyglądasz jak wrak człowieka. - westchnął i podał mi kubek jakąś cieczą, ni to cola ni to woda. Wypiłam nieufnie.
- To ty mi to zrobiłeś. - odsunęłam się i z całej siły uderzyłam głową o ścianę. Krzyknęłam. Zaraz potem złapałam się za głowę. Krzyknęłam zbyt głośno.
- Nie, to ty to sobie zrobiłaś. - poprawił mnie przeczesując moje włosy. Odsunęłam się w bok. Ze zrezygnowaniem opuścił rękę.
- Co z wczoraj pamiętasz? - spytał.
- Upiłeś mnie. - warknęłam rzucając mu spojrzenie spod byka.
- Ale to ty do mnie przyszłaś.
- To NIE zmienia faktu, że mnie UPIŁEŚ. 
- Nie protestowałaś gdy ci nalewałem. - wyglądał na rozbawionego.
Jego argumenty były mocne, chociaż wiedziałam, że zrobił to celowo.
- Gdzie jesteśmy? - zmieniłam temat rozglądając się.
- Wciąż na statku. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Wychodzę. 
- Niestety, najbliższy port za kilkanaście godzin.
- Nie mówiłam o tym, dupku. Wychodzę z tego pomieszczenia.
- W tym stanie? - zaśmiał się pod nosem.
- Jakim tym?
Eric podał mi lusterko. Spojrzałam na swoje odbicie oniemiała. Włosy wróciły do swojego naturalnego koloru i wydłużyły się o jakieś piętnaście centymetrów. To był pieprzony sen. Jednak nie zauważyłam reszty zmian. Pod moimi oczami wisiały wielkie, sine wory, a skóra lekko zbladła. Pewnie z przemęczenia czy czegoś tam.
Przymknęłam powieki i powstrzymałam się przed pełnym złości sapnięciem.
- Przemknę do swojego pokoju. Nikt mnie nie zauważy, spuszczę głowę. - wzruszyłam ramionami jak on zwykł to robić.
- Droga wolna. - uśmiechnął się i otworzył mi drzwi.
Słońce mnie paliło w oczy. Biegłam na oślep po drodze potykając się o kilka schodków. Droga dłużyła mi się nie ubłagalnie, jednak każdy krok zbliżał mnie do celu.
Dotarłam do biedniejszej części statku i przekraczając próg weszłam w sam środek kłótni C i Jean.
- A jak jej się coś stało?! - krzyknęła Claudine.
- Ciszej! - syknęłam i złapałam się za głowę. Dziewczyny spojrzały na mnie. Kathlyn się zamartwiała, a Martha wiedziała co się ze mną dzieje. Mogłam to wyczytać z ich mimiki.
- Widzisz? Wszystko w porządku, nie zadręczaj się. - J przytuliła najstarszą. Wkurzyłam się. To ja tutaj jestem tą poszkodowaną, nie ona.
- Właśnie, że nie. Nie wyjaśniłam wam czegoś... - zaczęła. O o. Coś złego?
- Czego? - zadrżałam. Towarzyszka najwyraźniej pominęła coś istotnego, coś co doprowadziło mnie do tego godnego pożałowania stanu.
- Co wiesz o wampirach, kochanie? - spytała i posadziła mnie na fotelu, a ona zaś usiadła na jego oparciu.
- To złe, krwiożercze gnojki bez duszy. - powiedziałam, a głowa mi pulsowała.
- A jak się przemienić w wampira? 
- Umrzeć z jego krwią w organizmie? - nie byłam pewna swojej odpowiedzi. C pokręciła głową. Zaczynałam powoli kojarzyć fakty.
- Niektóre osoby są mniej, a niektóre bardziej podatniejsze na przemianę. My - zakręciła ręką w koło. - jesteśmy naznaczone, czyli, że wraz z pojawieniem się tatuażu jesteśmy najbardziej podatne na każdą zmianę. Likantropiczną czy wampiryczną. Bez znaczenia. A przemiana zachodzi w momencie, w którym do ciała osoby przemienianej dostanie się chodź kropla krwi wampira lub ślina wilkołaka. Nie ważne czy dożylnie, czy drogą ustną. Ważne, że się dostanie. Teraz zależy od ilości tej krwi. Jeśli była to kropla bądź dwie, to okres przemiany będzie znacznie dłuższy i bardziej bolesny. Jeśli zaś krwi było więcej człowiek staje się wampirem w niecałe dwie godziny. - zakończyła wykład. Chciałam się spytać skąd to wie, ale pierw musiałam zasłonić te cholerne okna. Wstałam i podeszłam do zasłonki. W tym momencie osunęłam się na ziemie. Ostry kaszel zajął moje gardło. Zakryłam ręką usta. Poczułam na coś mokrego. Spojrzałam na dłoń. Krew.
Kaszlałam krwią!
- Al! - usłyszałam C. - Trzymaj się. 
- Czego mam się trzymać? - spróbowałam zażartować. Jednak nie udało mi się, ponieważ ponownie zaniosłam się kaszlem.
- Nic ci nie będzie, naprawimy cię. - dziewczyna ścisnęła moją dłoń. Bolało. Zauważyłam w jej oczach łzy.
- Och C... - nie mogłam zaczerpnąć powietrza. W moich płucach wybuchł pożar.
- Pokój! W którym pokoju jest ten wampir?! - krzyknęła przerażona Jean.
- Nie wiem. - wycharczałam, chwilę później jednak mój umysł nawiedziła wizja drzwi z plakietką... - Dziewięćset dwadzieścia dziewięć. - wydusiłam przed kolejną serią kaszlu.
Leżałam tak na podłodze w małej kałuży krwi. Koło mnie siedziała Claudine z jej oczu płynęły łzy.
Nie wiem ile czasu minęło. Może dziesięć minut? Może zaledwie dziesięć sekund? Sama nie wiem kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie, aby się czymś zająć liczyłam kaszlnięcia.
Jeden... Dwa... Trzy... Cztery...
Drzwi się otworzyły. Zapach znajomych mi perfum uderzył w moje nozdrza.
Pięć... Sześć... Siedem... Osiem...
Ktoś mnie podniósł, czułam nacisk muskularnej klatki piersiowej. Zostałam ułożona na łóżku.
Dziewieć... Dziesięć... Jedenaście... Dwanaście...
Zaczęłam dławić się krwią.
Trzynaście... Czternaście... Piętnaście... Szesnaście...
Leżałam spokojnie, cała zakrwawiona na łóżku i czekałam na rychłą śmierć. Oczekiwałam jej ze spokojem. W końcu uwolnię się od tego bagna.
Siedemnaście... Osiemnaście... Dziewiętnaście... Dwadzieścia...
Zamknęłam oczy, moje serce zwalniało. Wsłuchiwałam się w jego rytm. 
Jedno uderzenie, drugie, trzecie.
Bicie ustało. Umarłam.

****** CLAUDINE ******

Dotknęłam policzka Alexii swoją dłonią. Bałam się, że ją skrzywdzę chociażby najdelikatniejszym ruchem. Nie poruszała się. Strużka krwi płynęła od kącika jej ust ku jej ciemnym, aksamitnym włosom. W okół niej było mnóstwo czerwieni. Biała, letnia sukienka i prześcieradło zostało przebarwione przez ciecz. Z chęcią zabiłabym drania, jednak był on jej potrzebny. Dziewczyna potrzebowała stwórcy.
Eric stał w kącie pokoju obserwując nas spokojnie. Zauważyłam, że jego wzrok spadł na moje przedramię, szybko je zasłoniłam. 
Uniósł brew i wyjął ręce z kieszeni. Nienawidziłam go za tą nonszalancką postawę. Podszedł powoli do łóżka Jean i pogładził jej włosy. Złapałam go za rękę.
- Nie dotykaj jej. - syknęłam niebezpiecznie.
- Jest M O J A. - wyrwał dłoń uśmiechając się tryumfalnie.
- Znienawidzi cię za to co jej zrobiłeś. - stwierdziłam próbując przybrać obojętny ton.
Usłyszałam cichy śmiech.
- Nikt nie kazał jej gryźć mojej wargi. 
Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Wiedziałam, że ją skrzywdzi. Taki już był Eric...
- TY IDIO... - uniosłam dłoń aby wymierzyć mu siarczystego policzka.
- Stop. - lekko zachrypły głos dobiegł mych uszu.

****** Alexia ******
Odzyskałam przytomność, jednak nie miałam siły się ruszyć. Wszystko mnie bolało. Usłyszałam głos Marthy.
- Nie dotykaj jej.
- Jest moja. - powiedział wyniośle jednak już mnie nie dotknął.
- Znienawidzi cię za to, co jej zrobiłeś. - znowu Claudine...
Cichy śmiech połechtał moje uszy, był jak aksamit. 
- Nikt nie kazał jej gryźć mojej wargi.
No to już jedna zagadka rozwiązana, a mianowicie: "Jak to się stało?!"
Uchyliłam powiekę. Towarzyszka stała w bojowej pozie i unosiła dłoń.
- TY IDIO...
- Stop. - wydusiłam z siebie. Mój głos był inny. Zimniejszy. Płuca już tak nie paliły.
Wszystkie pary oczu zwrócone były w moją stronę. Chciałam się schować pod kołdrę. Pierwszą osobą, która podeszła do mnie był blondyn.
Uśmiechnęłam się smętnie. Jednak wciąż tu jestem. Chyba nic już mnie nie uratuje. No cóż, złego diabli nie biorą.
- Co wy tu robicie? - zakasłałam. - Miałyście wysiąść w Anglii.
- Tak bez ciebie? - Jean odezwała się na tyle głośno, aby moja głowa znów mnie zabolała. Odruchowo podniosłam rękę, aby przetrzeć czoło. Eric zauważył ten gest.
- Musicie być ciszej. Ona dopiero co przyzwyczaja się do nowego ciała. - powiedział kojąco.
Claudine odwróciła głowę w bok tak, że jej szyja była pięknie eksponowana, aby spojrzeć na Kathlyn, która dopiero zrozumiała co się stało. Zrozumiała, że już nigdy nie będę jej młodszą siostrzyczką.
Moja górna warga uniosła się mimowolnie. Mój stwórca przypatrywał się mi. Zauważył również ten ruch. 
Podsunął się na łóżku w moją stronę i zamachał mi ręką przed oczami. Zbliżył usta do moich uszu, tak, że czułam jego gorący oddech.
- To jest twoja przyjaciółka, nie obiad. Będziesz się obwiniać. - te słowa chodź brzmiały kojąco były stanowcze. Natychmiast zasłoniłam ręką usta. Przeczekałam kilka sekund, uspokoiłam się. 
- To gdzie wysiadamy? - nie przyzwyczaiłam się do nowego głosu, był oziębły.
- Kupiłam nowe bilety. Za kilkanaście minut ponownie zawitamy u wybrzeży Anglii. - Claudine pomachała mi jakimiś papierkami przed twarzą.
- To dobrze, dotrzecie do schronu. - ucieszyłam się. - A my? - spojrzałam na Erica.
- Też Anglia. - wzruszył ramionami. 
Wtuliłam się w jego ciało. Uniósł w zaskoczeniu ręce, chwilę później położył je na moich plecach. 
Może wieczność nie będzie taka zła?

_____
Nie mam pomysłu co dodać, macie może jakieś pytania? :)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Cześć to znowu ja, Sara.


Tym razem chcę opowiedzieć o historii pewnej dziewczynki , którą wygnano z domu. Momo (bo tak miała na imię owa dziewczynka) błąkała się po świecie. Aż pewnego razu   trafiła do starego Amfiteatu w pewnym mieście. Od razu spotkała miłych sąsiadów. Wszyscy polubili Momo, bo umiała słuchać, tak słuchać. Słuchanie to nie byle co, Momo robiła to wspaniale! Codziennie przychodzili do niej ludzie aby ich słuchała.  Momo miała brązowe włosy i piwne oczy, w które wpatrzony był jej przyjaciel Girolamo (w zdrobnieniu Gigi). Momo miała dwóch przyjaciół Gigiego i Beppa - byli to młody gaduła (Gigi ) i małomówny starzec (Beppo ). Pewnego razu do miasta zawitali szarzy panowie. Było to wielkie nieszczęście dla mieszkańców miasta, ale i całego świata, ponieważ szarzy panowie to wielcy oszuści i złodzieje czasu . Ale wtedy wkroczyła Momo i wszystko się zmieniło...



                                        ZACHĘCAM  DO  PRZECZYTANIA TEJ WSPANIAŁEJ 
                                              KSIĄŻKI  CHOĆ NA PEWNO SPOTKACIE SIĘ
                                                   Z  NIĄ W KLASIE PIĄTEJ!!!!!!!!

Sara